Ewa Wójcik urodziła się na Dolnym Śląsku, ale jej rodzina pochodziła ze Lwowa i okolic. Rodzina od strony jej dziadka, Zdzisława pochodziła z okolic Żydaczowa, natomiast rodzina od strony babci Józefy wywodziła się z miejscowości Czyszki, położonej pod Lwowem. Ojciec Józefy był organistą w miejscowej parafii.
Józefa Krogulska była kobietą wykształconą. Uczęszczała do szkoły dla nauczycielek, nauczyła się dobrze pisać na maszynie, stenografować, rachować. Poszła do pracy w przeciwieństwie do większości swoich sióstr, które powychodziły za mąż i zajęły się wyłącznie domem i dziećmi. Wiadomo, że od 1917 r. do 1919 r. zajmowała się rozliczaniem wojskowych zasiłków. W latach 1919-1921 Józefa była zatrudniona w kancelarii rachunkowej Etapowego Magazynu Żywnościowego nr 6, związanego z wojskiem. Tam poznała swojego przyszłego męża. Potem aż do II wojny pracowała w magistracie miasta Lwowa.
Zdzisław Krogulski miał korzenie ormiańskie; jego babcia w młodości nazywała się Teodorowicz. Wywodził się z rodziny o tradycjach patriotycznych. Matka, Olga w okresie po powstaniu styczniowym pozowała do zdjęć w czarnych sukniach z broszą. W domu Krogulskich wisiały obrazy o treści historycznej, jak np. Kazanie Skargi. Przed I wojną światową Zdzisław ukończył szkołę i dostał się na studia prawnicze, które z powodu wojny przerwał. Potem służył w armii austriackiej, a następnie w wojsku polskim. Znał języki obce, m.in. język czeski i łacinę.
Małżeństwo wraz z rodzicami Zdzisława, Olgą i Józefem wynajmowało mieszkanie w dużej kamienicy we Lwowie przy ulicy Kurkowej. W domu Krogulskich pracowała dochodząca, co nie stanowiło w tamtym czasie novum, ponieważ wielu mieszkańców dużych miast korzystało z pomocy służby domowej przy praniu, prasowaniu i przygotowaniu posiłków. Piętro wyżej, nad Zdzisławem i Józefą mieszkali państwo Kubalowie. Ich córka w czasie wojny karmiła wszy u Weigla.
W 1927 r. na świat przyszły córki Józefy i Zdzisława, bliźniaczki Marysia i Zosia. Dziewczynki wraz z rodzicami lubiły odwiedzać Panoramę Racławicką. Mama zabierała je również do cukierni Zalewskiego, znajdującej się przy ulicy Akademickiej. Józefa bardzo dbała o swoje córki, sama robiła im jednakowe fartuszki i sukienki. Również ojciec bardzo dbał o swoje córki. Z relacji Ewy Wójcik wynikało, że był człowiekiem pracowitym i pomysłowym: „Zdzisław, ich ojciec tych bliźniaczek, to taki właśnie był, że on nie usiedział w miejscu, on zawsze coś robił. Zbierał zioła na przykład, znał się na tym bardzo, robił mieszanki dla rodziny. Ktoś tam kaszlał to przychodził do niego. Potrafił robić z drewna skrzyneczki z wycinanymi wzorkami czy domki dla laleczek, którymi bawiły się córki. Bardzo lubił fotografować”.
W 1934 r. Zofia i Maria rozpoczęły naukę w szkole prowadzonej przez siostry nazaretanki. Wszystkie uczennice nosiły w szkole jednakowe mundurki. Placówka znajdowała się przy ulicy Unii Lubelskiej. Ewa Wójcik, córka Marii (z domu Krogulskiej) wspominała edukację swojej mamy i cioci:
„One chodziły do tych nazaretanek, jak wybuchła wojna, w tym momencie, w te wakacje siostry nazaretanki przenosiły się do nowego budynku, który przez lata był budowany. Taki własny już budynek miała mieć szkoła. Jak wybuchła wojna siostry zostały tam… Po siedemnastym września siostry zostały rozpędzone. Tą szkołę przejęła dyrekcja ukraińska i już była szkoła normalna, już chłopcy byli i dziewczęta, no i do tej szkoły one chodziły jeszcze. Jak ją skończyły to był rok, czerwiec czterdziestego drugiego roku”.
Radosny okres dzieciństwa i dojrzewania przerwał wybuch wojny. Dziewczynki zapamiętały że wszystkie produkty żywnościowe i towary stały się trudnodostępne i o wiele droższe. Rodzina pieszo udawała się do wsi Czyszki, aby przynieść stamtąd płody rolne. Ze wspomnień Ewy Wójcik wynika, że w domu panował głód i niedostatek:
„Taka historia, która była przekazywana, że ich babcia wiekowa już osoba jak jadła, znaczy przed wojną chleb zawsze odkroiła skórki i te skorki zbierali w jakimś worku, później przekazywali tam na wioskę do gospodarstwa. Jak wojna wybuchła to oczywiście ten worek z tymi skorkami bardzo się przydał bo to wszystko namaczali, było po prostu coś do jedzenia”.
W czasie wojny, w dniu 24 grudnia 1944 r. Zdzisław Krogulski został aresztowany przez NKWD. W areszcie przebywał do listopada 1945 r., a następnie został wywieziony za Ural, gdzie zmarł w 1947 r. Po wojnie Józefa Krogulska wraz z córkami wyjechała na Dolny Śląsk. Ewa Wójcik w darze dla Muzeum Ziem Wschodnich Dawnej Rzeczypospolitej przekazała pamiątki przywiezione ze Lwowa przez Marię, Zofię i Józefę Krogulskie.
Lalki i ubranka dla lalek - były to ulubione laleczki Marysi i Zosi Krogulskich. Ubranka szyła ciocia Jadwiga (ur. 1909), czyli najmłodsza siostra mamy, Józefy Krogulskiej. Dziewczynki nie miały dużo zabawek, Marysia Krogulska zawsze marzyła o tym, żeby mieć wózek na gumowych kółkach, niestety nigdy takiego nie dostała. Miały natomiast wózki zrobione z drucików.
„Takie wczesne dzieciństwo dziewczynek to zabawy w domu plus na balkonie. No i wszelkie spacery, wychodzenia czy na sanki, czy na ten Wysoki Zamek spacerować. Zabawy wiadomo w domu to jeszcze, po prostu tam przychodził kuzyn do nich, bo jego mama pracowała i oni we trójkę: dwie dziewczynki i chłopiec bawili się. Moja mama bawiła się bardziej lalkami i czytała książki, natomiast jej siostra bliźniaczka z tym kuzynem, no to tam jakieś armaty na groch, żołnierzyki ołowiane, konik był bujany, mały rowerek trójkołowy tego chłopca. Tego typu zabawy (...)” (z relacji Ewy Wójcik).
Ozdoby choinkowe i bombki. Zdzisław Krogulski był człowiekiem bardzo zaangażowanym w życie rodzinne, wraz z dziewczynkami chodził do sklepu, kupował im przybory szkolne, przybory plastyczne i zabawki. Każdego roku zabierał swoje córki do sklepu i pozwalał im, aby wybrały tylko po jednej bombce na choinkę ponieważ były drogie. Kiedy wybuchła wojna nikt nie myślał o strojeniu choinki, ale Zdzisław mimo wszystko poszedł do lasu i przyniósł do domu świąteczne drzewko. Wszystko to robił dla swoich córek. Wśród innych ozdób choinkowych znajdują się ozdoby robione ręcznie z koralików, które się zawieszało na choinkę. Wykonywała je ciocia bliźniaczek, najmłodsza siostra mamy, Jadwiga. Dziewczynki miały z nią najlepszy kontakt, jeździły z nią razem na wakacje, chociaż była od nich sporo starsza. Bywała bardzo często w mieszkaniu Krogulskich, ponieważ sama mieszkała we Lwowie.
Farby należały do sióstr Zdzisława Krogulskiego, które miały talent artystyczny i potrafiły malować również na szkle. Przy okazji korzystały z nich siostry Marysia i Zosia Krogulskie. Na farbach jest napis z lokalizacją sklepu, gdzie nabywano przybory. Sklep znajdował się przy ulicy Trybunalskiej, a więc w centrum miasta. Dziś to jest ulica Szewska, znajdująca się tuż obok rynku.
Książki należały do dziadka bliźniaczek, Józefa Krogulskiego, naczelnika poczty przy ul. Łyczakowskiej. Ulubioną książką Marysi Krogulskiej była książka „Zaklęty dwór”, którą przeczytała kilkanaście razy. Maria lubiła czytać też książki Kraszewskiego i książki o tematyce historycznej. Maria Krogulska wspominała, że ile razy chciała sięgnąć po książkę „Hrabina Cosel”, dziadek Krogulski mówił: „nie, jeszcze nie, jeszcze na to za wcześnie”.
Śpiewnik kościelny. Rodzina Krogulskich była rodziną bardzo religijną. Zdzisław Krogulski w czasach młodości był ministrantem, dzięki temu znał dobrze łacinę. Należał również do towarzystwa śpiewaczego, do chóru Bard, który występował w trakcie nabożeństw, ale też w czasie uroczystości cywilnych. Brali również udział w przeglądach chórów z różnych miejscowości. Kiedy był wybierany Pius XII, babcia bliźniaczek kazała rodzinie słuchać radia i przyklęknąć w trakcie błogosławieństwa.
Śpiewnik opracował ks. dr Gerard Szmyd, który przyjmował święcenia kapłańskie z rąk arcybiskupa Józefa Bilczewskiego. Ks. Szmyd był wikariuszem katedry we Lwowie. Brał udział w walkach polsko-ukraińskich o Lwów w 1918 r. Zmarł we Lwowie w 1938 r.
Bliźniaczki chodziły na nabożeństwa do kościoła franciszkanów, gdzie księdzem był Rafał Władysław Kiernicki. Był to młody ksiądz, który prowadził religię w kościele. Ks. Kiernicki w czerwcu 1939 r. obronił pracę magisterską na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jana Kazimierza pod kierunkiem Adama Gerstmanna. W czerwcu 1941 został aresztowany przez NKWD i osadzony w Brygidkach. W 1944 r. był ponownie aresztowany przez NKWD. Następnie zesłano go do obozów w Charkowie, Riazaniu oraz do łagru.
Zwolniono go w 1948 r. Ksiądz Kiernicki powrócił do Lwowa i został proboszczem lwowskiej katedry. W tych czasach oczywiście jego działalność budziła zastrzeżenia władz, które pozbawiały go nawet prawa sprawowania posługi duszpasterskiej. Ale on znalazł zawsze sposób by służyć ludziom. Pod koniec życia został mianowany przez papieża Jana Pawła II biskupem pomocniczym archidiecezji lwowskiej. Zmarł w 1995 r. 4 maja 2012 roku rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.
Księdza wspominała Ewa Wójcik:
„No i później była sprawa z tym księdzem taka, że on się zaangażował w działalność taką podziemną.
I w pewnym momencie został przeniesiony poza Lwów, potem miał zupełnie nieprawdopodobne po prostu dalsze życie, ale to nie o tym mówię, tylko o tej jednej historii, która tak utkwiła mi w pamięci. Przeniesiono go w pewnym momencie poza Lwów, miejscowość nazywała się Kozielniki, teraz to jest w ramach Lwowa już. Ksiądz miał dwudziestego czwartego października imieniny. One (bliźniaczki - EBM) chciały mu zrobić taką niespodziankę, bo dziewczynki śpiewały na chórze zawsze, śpiewały też na głosy. Wraz z koleżankami udały się do Kozielnik i w czasie nabożeństwa, gdy organista miał zagrać one zaśpiewały dla księdza. To był ich prezent imieninowy dla kapłana. Pamiętam też z opowieści mamy, że podczas Świąt Bożego Narodzenia we Lwowie, jako uczennica w Szkole Sióstr Nazaretanek śpiewały z koleżankami na dwa głosy bardzo ładną ale mało znaną kolędę „Lecą śnieżki lecą”.
Lecą śnieżki lecą z niebieskiej krainy
Gdzież to Wy lecicie tak?
Śpieszymy gromadą do Boskiej Dzieciny
Gdzie dobroci Bożej znak.
Lecą śnieżki lecą z niebieskiej krainy
Czemuż każdy biały tak
Śpieszymy gromadą do Boskiej Dzieciny
Przez czystości święty szlak
Lecą śnieżki lecą z niebieskiej krainy
Czemuż każdy zimny tak
Śpieszymy gromadą do Boskiej Dzieciny
Bo w pustkowiach ciepła brak
Lecą śnieżki lecą z niebieskiej krainy
Mówcie po co dał was Bóg
Śpieszymy gromadą do Boskiej Dzieciny
By u Jego stopnieć nóg”
Przybory i zeszyty szkolne należały do sióstr Marii i Zofii Krogulskich, uczęszczających do szkoły prowadzonej przez siostry nazaretanki. Szkoła znajdowała się przy ulicy Unii Lubelskiej. Wszystkie, nawet drobne przedmioty zostały zabrane przez rodzinę Krogulskich ze Lwowa na Dolny Śląsk. Ewa Wójcik po latach wspominała, że te przedmioty, które z pozoru wydawały się nieistotne i niezbyt wartościowe, były traktowane jak rodzinne relikwie. Przypominały o mieście młodości i o ojcu, którego po wojnie nie dane było im zobaczyć.
„(...) Co wziąć? Z tego co tutaj też prezentowałam dla Państwa, co było przywiezione i najczęściej większość z tych rzeczy to były takie jak relikwie. One były gdzieś ukryte w szafie i po prostu przyznam się szczerze, że niektóre rzeczy widziałam w czasie swojej młodości, natomiast teraz po śmierci mamy jak przeszukujemy dokładnie tam gdzieś w szafie zawinięte jakieś po prostu rzeczy, których nie widziałam na oczy do jakichś niedawnych czasów. Po prostu wyglądało to jakby one chciały zabrać co się dało i nie segregowały tego. Wrzucały po prostu jak było pudełko, wrzucały w pudełko, było miejsce to wrzucały jeszcze to, jeszcze to… Najróżniejsze rzeczy, po prostu drobiazgi mniej potrzebne i wydawałoby się bezsensowne czasem (...)” (z relacji Ewy Wójcik).
opracowała: dr Ewa Bukowska-Marczak